Opowiem Wam dziś o tibijskiej historii, która bardzo podcięła mi skrzydła.
Kiedyś zmieniłem serwer z Obsidii na Galanę, akurat tam toczyli walki więc często dostawałem passy do hlvl palków a czasem nawet sorcererów.
Tak jak wcześniej opowiadałem byłem bardzo dobry w trapach, boat trapy itd. wychodziły mi fenomenalnie. Skuteczność na poziomie 95%, bo czasem jakiś noob nie potrafił golda pod siebie rzucać na zmianę z robakami. Klasyk.
Pech chciał, że moja gildia uwierzyła, że jestem dobry commander i raz jeden przed pewną openką zaproponowali żebym dowodził. Zimny pot mnie oblał, ale ambicje miałem że hoho... no i się zgodziłem.
Walka miała być na pustyni między Darashią a Ankrahmun.
Wiecie... ja z 17 lat... angielski na poziomie Dwarf Guarda z Kazordoon - tylko kilka zwrotów i słaba gramatyka.
W teamie mieliśmy różne nacje więc trzeba było lidować po angielsku.
No i bitwa się zaczęła. Dumnie rozpoczeliśmy, go east, magic wall, magic wall, go west magic wall magic wall.
W końcu przeciwny team zepchnął nas blisko tych gór na lewo, wiecie co pojedyncze respy dragów były.
Ja ostro spanikowałem bo trzeba było szybko drużynę odsunąć od skał... ii spanikowany krzyczę na vencie "Rasz w BOK, Rasz w BOK"... tyle że obcokrajowcy nie wiedzieli co to bok, a Polacy nie wiedzieli w który bok. Po 10 minutach 80% siedziała już w temple... mnie zwyzywano, wyśmiewano i przez 3 miesiące przeciwny team jak mnie widział w depo to pisał "Hi mr. Rush w Bok".
Bardzo było mi wstyd. W życiu warto mnie ambicje, ale warto też mierzyć sił na zamiary.
Startside Kjæledyr og dyr KIEDY BĘDĘ MIAŁ DZIECKO?
Kommentarer